środa, 25 sierpnia 2010

Irlandia, dzień 5.

24.08.2010
Dzisiejszy dzień zaczął się bardzo leniwie. Więc sobie dłuuugo pospałam, potem pogadałam przez skype’a z Łukaszem a potem już trzeba było się zacząć spieszyć, bo Rosie umówiła nas na lunch ze swoim chłopakiem Eamonem i jego kumplem Tobby’m. Na ten lunch pojechałyśmy do Armagh, znanej w Irlandii miejscowości, gdzie jest m.in. katedra św. Patryka i planetarium. Chłopcy okazali się bardzo mili, a gadało się tym bardziej miło, że Tobby też nie jest Irlandczykiem, a pochodzi z Niemiec. Niestety Eamon i Tobby byli zbyt zajęci i nie dali się namówić na wspólne zwiedzanie miasta. My udałyśmy się do katedry Św.Patryka. Jest na pewno imponująca, jeśli … ktoś lubi takie miejsca. Bo ja im więcej przepięknych, pełnych przepychu kościołów i katedr oglądam, tym bardziej dochodzę do wniosku że ja nie. Ja Boga chętniej odnajduję w zdecydowanie innych miejscach … To była katedra katolicka, wybrałyśmy się więc by odwiedzić jeszcze protestancką. Po drodze Rosie opowiedziała mi troszkę o konflikcie katolicy-protestanci który doprowadził do krwawych walk w latach 70. Topór wojenny wciąż jeszcze nie został do końca zakopany i ten bezsensowny konflikt wciąż jest zakorzeniony w umyśle wielu. Mieszane małżeństwa są wciąż jeszcze rzadkością, a w niektórych rodzinach wręcz nie do pomyślenia… Smutne i takie …bezsensowne.
Dalej miałyśmy odwiedzić jeszcze kościół protestancki, ale coś miałyśmy problem ze znalezieniem drogi ;), za to trafiłyśmy do sklepu „wszystko za 1 funta” i tam spędziłyśmy trochę czasu buszując wśród rzeczy made in China. Obie stwierdziłyśmy zgodnie, że czas wracać do domu.
Wieczorem pojechałyśmy po indyjskie jedzenie na wynos, i przy okazji odwiedziłyśmy Bożkę w jej mieszkaniu. Albo rezydencji – mogłabym powiedzieć. Wynajmuje ogromne mieszkanie, położone na chyba 4 piętrach. Było tam co najmniej 7 pokoi, z 3 łazienki, garderoby, wszystko urządzone w takim starym irlandzkim stylu. Piękny dom … dla rodziny, a nie dla Bożki, która jest tam sama. Domyślam się, że takie miejsce, choć piękne, potęguje uczucie samotności. Przy okazji doznałam niemałego szoku dowiadując się ile płaci za wynajem. 400 funtów miesięcznie ! Przecież to duuużo taniej niż w Polsce. Po prostu nie do wiary. Szkoda że w Norwegii tak się nie da ;(
I tak minął wtorek – ostatni dzień wolny Rosie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz