piątek, 9 września 2011

DZIEŃ 37., Grasujący bandyci i zabawa z dziećmi.



Zosia papparazzi

Mpanshya, 04.09.2011, niedziela

Po smutnej sobocie przyszła niedziela, która zaczęła się piękną mszą świętą. Tylu ludzi jeszcze tu w kościele nie widziałam, mury aż się trzęsły od śpiewu i tańców. Ale przed kościołem dowiedzieliśmy się już mniej optymistycznych rzeczy. W okolicy grasują uzbrojeni złodzieje. Jeżdżą dwoma czarnymi samochodami, mają wielkie giwery i robią rozpoznanie w terenie. Ludzie ich widzieli i powiadomili Siostry, te policje, ale ta … kazała po siebie przyjechać do Rufunsy, bo nie mają samochodów ;) Na rowery waćpanowie, a co ;) Śmiechy śmiechami ale to nie są dobre wiadomości. Mpanshya jest zwykle naprawdę bezpiecznym miejscem, chyba że tak jak teraz, pojawi się ktoś z zewnątrz.
Co by tradycji stało się zadość, po mszy zostałyśmy wszystkie (ba, jest już nas aż 6, bo dołączyły Amy and Frances, studentki medycyny z Anglii) zaproszone na drinks na naszą ulubioną werandę z widokiem na góry. Gdzie jak zawsze miło i przyjemnie upływa czas …
Po wizycie miałam chwilkę czasu na ekspresowe pranie, a potem miałyśmy całkiem fajne grupowe plany. Najpierw odwiedziny dzieciaczków w szpitalu. Zabrałyśmy balony, aparaty i przez dłuższy czas i maluchy i my mieliśmy super zabawę. Ależ ci co teraz są na oddziale się dobrali. Połamane rączki, nóżki, ale w oczach błyszczą ogniki i na widok nas i balonów cudownie ozdrowieli, nagle byli w stanie biegać na tych swoich połamanych nóżkach.
Gdy do dzieci przyszły pielęgniarki, bo była pora lekarstw, wycofałyśmy się na oddział poporodowy, gdzie leżały nowonarodzone maleństwa. Miałam ze sobą małe wyprawki dla nich, takie jak ostatnim razem. Te maleństwa są takie cudne …
Po szpitalu poszłyśmy na boisko, gdzie miał się dzisiaj odbywać turniej netballa. Niestety, zamiast tego był mecz w nogę, a jako że nas to średnio interesowało, w dodatku zacienione miejsca z dobrym widokiem były już zajęte, postanowiłyśmy pobawić się z dziećmi.
Sylwia przyniosła od księży wielką, kolorową chustę Klanzy, która robi tutaj furorę i zaczęliśmy grę w „Where is the Fish”. Czyli jedno dziecko-rybak biega po powierzchni chusty, pod powierzchnią biega natomiast dziecko-rybka, no i wiadomo, kto kogo musi złapać ;) Ależ było radości!!!
No ale dzieci chętnych do zabawy było aż za dużo, więc trzeba było je podzielić na dwie grupy i jednocześnie wymyślać inne zabawy. I tu już sprawy się odrobinkę komplikowały. Bo nawet najprostsze rzeczy typu: zawody na dwa rzędy okazywały się sprawą zbyt skomplikowaną (mimo pomocy tłumacza) Oni mają swoje zabawy, my swoje. Za to zabawa w naśladowanie zawsze im się podoba, więc trochę się powygłupialiśmy w tańcu, czy ćwicząc karate.
Taka dwugodzinna zabawa z dziećmi jednak wymęcza, więc w końcu skapitulowaliśmy, ku niezadowoleniu Sylwii, która ma niespożyte wręcz pokłady energii, i poszliśmy jeszcze na trochę na plebanię. Potem, a było już ciemno, odprowadziłam dziewczyny i wracałam do domku. Są to może 4  minutki drogi, ale jakże inaczej się je pokonuje, gdy wiadomo, że po okolicy grasują uzbrojeni bandyci. Zresztą te wieści chyba się szybko rozeszły, bo była dopiero 20, a na dworze ani żywej duszy. Jeszcze, jakby serce mi niewystarczająco szybko biło,  z drzew spadły mi prosto pod nogi jakieś kuleczki szyszko podobne…

W domku stwierdziłyśmy z Maggie, że zasługujemy na film i tak obejrzałyśmy romantyczny „Lake house”.
Położyłam się spać i już prawie, prawie zasypiałam, gdy wszystkie psy rozszczekały się jak szalone. Wydawało mi się, że słyszałam głuchy odgłos strzału. Przez głowę przebiegały oczywiście same czarne myśli. Bałam się naprawdę i doprawdy nie wiem jak i kiedy zdołałam zasnąć …A meza bylo brak ;(((

P.S. No a skoro to niedziela to jeszcze mało ogłoszono parafialne. Dla wszystkich tych, którzy z niecierpliwością wyczekują listonosza, z bijącym sercem zaglądają do skrzynki, bo liczą na kartkę od nas/ode mnie, mam bardzo smutne wieści ;( Tym razem daliśmy ciała i kartek nie będzie, bo dostać je u nas na wiosce nie sposób, a w Lusace nie kupiliśmy ich w odpowiednim czasie. Zresztą Ci co mieli je dostać adres bloga przecież mają, a to jest właśnie taka mega wielka kartka dla wszystkich !!!!!!!!!
 Dla pocieszenia dodam, że za ładnych kartek tu nie ma, jedynie ze zwierzakami, a tymi raczyliśmy Was tu przecież w obfitych ilościach ;)  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz