poniedziałek, 19 września 2011

DZIEŃ 49.,Pożegnanie i witaj Kasisi.


Kasisi, 16.09.2011, piątek 

Dziś rano pożegnałam się z Mpanshyą. Ależ mi było smutno… Przyszły Sylwia i Zosia, zrobiły mi niespodziankę, wstały na tą 5.30, by mnie uściskać na pożegnanie, kochane dziewczyny. Uściskałam się z Siostrą Józefą, obiecałam, że wrócę ponownie. 

Żegnaj Mpanshyo, żegnaj Mpanshyo … 

Całe szczęście, że z Maggie jeszcze nie musiałam się żegnać, bo chyba bym tego nie przeżyła. Na Lusakę nie miałyśmy wielu planów. Maggie udało się umówić w szpitalu wizytę u specjalisty dla naszych niesłyszących Darów i była przeszczęśliwa. Potem pojechałyśmy na market z zambijskimi pamiątkami, które to ja po prostu uwielbiam. To były dla mnie bardzo ważne i duże zakupy. Potrzebowałam wielu rzeczy, bo w mojej głowie już dawno zrodził się pewien pomysł i te rzeczy będą mi niezbędne do jego przeprowadzenia.
Zakupy były długie, męczące, ale chyba muszę również stwierdzić, że satysfakcjonujące. Sztukę targowania opanowałam dość nieźle i muszę przyznać, że jest to fajne. Sprzedawcy nie mają ze mną łatwo, ja z nimi zresztą też nie no i przez to to wszystko zajmuje naprawdę dużo czasu. I gdy zwykle zakupy szybko mnie męczą, to  te sprawiają mi naprawdę dużo radości. Niestety jednak dobiłam dziś psychicznie Maggie, która kupiła co miała i potem dłuuugo na mnie czekała (całe szczęście, że miała komputer i mogła na nim popracować!) Widziałam, że była zła. A ja też skończyłam tylko dlatego, że mój portfel był puściuteńki! Wydałam całe pieniądze i może to i dobrze, bo w przeciwnym razie to bym się chyba nigdy nie pohamowała! Ale, ale większość pójdzie na szczytny cel, więc jestem, mam nadzieję, usprawiedliwiona ;)  
Po tych zakupach pojechałyśmy do centrum handlowego Mandahill, gdzie zjadłyśmy pyszny lunch, posiedziałyśmy na Internecie i zrobiłyśmy ostatnie zakupy. Działy się ze mną dziwne rzeczy. Serce mi biło, brzuch mnie bolał, było mi słabo i smutno. Wiedziałam, że nie uda mi się powstrzymać łez przy pożegnaniu. A zbliżało się ono wielkimi krokami, Maggie miała ruszać już wkrótce z powrotem do Mpanshyi, a ja w stronę Kasisi. Żegnałyśmy się długo i było to piękne pożegnanie, na pewno go nie zapomnę. Na szczęście okazało się, że jeszcze trochę możemy pobyć razem, bo z powodu dość skomplikowanej historii Siostra Sabina musiała jeszcze jechać na lotnisko. A to jest przecież po drodze do Kasisi! I tam, na rozstaju dróg, prowadzących na lotnisko i do Kasisi wyściskałyśmy się po raz ostatni. Będę za Nią tak bardzo tęsknić!
Do Kasisi pojechałam złapanym prywatnym samochodem z dużą paką. Kierowca nawijał non stop, a mi jakoś nie w smak były wszelkie rozmowy. Do tego wszystkiego dochodził stres, co zastanę w Kasisi i czy w ogóle wiedzą o moim przyjeździe. Rozmawiałam bowiem z Siostrą Mariolą, dyrektorką już jakiś tydzień temu. Powiedziała mi wtedy, że mogę przyjechać, nawet już bez potwierdzenia dokładnej daty. Ale gdy wczoraj i dziś próbowałam się do niej przez cały dzień dodzwonić, telefon milczał … A to tak trochę średnio, gdy się jedzie do obcego zupełnie miejsca.
Ale niepotrzebnie się stresowałam. Siostry, owszem, nic nie wiedziały o moim przyjeździe, Siostra Mariola wyjechała na rekolekcje, ale zostałam przyjęta niezwykle miło. Dostałam własny pokoik gościnny, bardzo ładny zresztą. Zaraz też poznałam Sonię, polską pielęgniarkę-wolontariuszkę, która przyjechała tu na 4 miesiące (strasznie fajna dziewczyna) Potem wzięli mnie na kolację, gdzie poznałam kolejnych wolontariuszy – Claire i Paula, emerytów z Irlandii, którzy kilka miesięcy swej emerytury postanowili spędzić właśnie w tym niezwykłym miejscu.
Bo że jest niezwykłe miejsce czuje się już od przekroczenia progu i chyba nie ma osoby, która by tak nie uważała. Siostra Mariola, dyrektorka, jest żywą legendą i skoro od kilku już osób słyszę  o niej tak niezwykłe rzeczy to naprawdę aż serce mi się kraje, że wyjechała na rekolekcje i że jej przez to nie poznam. Za to te Siostry, które tu poznałam: bliźniaczki Janina i Maria, Siostra Jolanta, Faustyna naprawdę wynagradzają mi niemożność poznania Siostry Marioli.
Ale że przyjechałam już pod wieczór, gdzie dzieciaczki już w większości spały, reszty dowiem się jutro …

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz