piątek, 16 września 2011

DZIEŃ 44., Niedzielny spacer.





"Love is in the air"? :) 

Mpanshya, 11.09.2011, niedziela

Dziś rano tradycyjnie poszłyśmy na mszę. No i to nie była taka zwykła msza. Bo nie dość, że moja ostatnia w Mpanshyi to jeszcze postanowiłyśmy iść za wzorem lokalnej społeczności i złożyć dary. Zwykle wrzucamy tylko pieniążka – czyli datek na kościół. Zawsze jest jednak jeszcze druga grupa darczyńców z prezentami dla księży. Można wtedy zobaczyć najróżniejsze rzeczy, zgrzewki mydła, papiery toaletowe, koce, pościel, cukier, a nawet żywe, gdaczące kurczaki. Jest tworzony taki fajny, tańczący pochód, każdy po kolei podchodzi i składa księdzu dary, a niektóre kobiety robią to nawet na kolanach. No i dziś właśnie my postanowiłyśmy dołączyć się do takiego pochodu. Prezent był dla nas oczywisty. Spiłyśmy hektolitry coli i innych napojów u księży na werandzie, więc  jako dar taszczyłyśmy skrzynkę coli. My razem z Zosią i Sylwią niosłyśmy dar, natomiast Maggie była kamerzystą i fotografem w jednym. Fajnie wyszło, nawet nas ludzie na komórki nagrywali ;)
Po mszy oczywiście trzeba było trochę tej coli spić.
Pożegnałam się z Dziadkiem, który z powodu spotkania również był tu dzisiaj na mszy i po tradycyjnym weranda-time zamarzył mi się spacer. Taki spacer dla spaceru, nie po to, by odwiedzić jakieś konkretne dziecko, by coś zrobić, bez pośpiechu, taki po prostu spacer dla przyjemności. Dołączyły się oczywiście Zosia i Sylwia, a także Amy i Frances. Przed spacerem jednak miałam bardzo ciekawą lekcję.
W dniu otwierania klasy w Rufunsie podszedł tam do nas jeden chłopak i zapytał, czy nie mogłybyśmy nauczyć go podstaw polskiego. Spojrzałyśmy tak dość nieufnie oczekując, że kolejnym pytaniem będzie: A mogłybyście dać na słownik?
Zapisałyśmy mu na szybko dwa zdania do nauczenia i odjechałyśmy. Dziś przyjechał na rowerze, zjawił się na naszej werandzie i zapytał, czy mógłby dostać drugą lekcję.
Miałam jeszcze pół godzinki do umówionej godziny spaceru, więc w zasadzie pomyślałam, że czemu nie. Przeszliśmy cały alfabet, wszystkie polskie litery, zestawienia. Chciałam go chyba zniechęcić naszymi wszystkimi „ą, ć, ś, sz, cz”, ale już po kilku minutach zorientowałam się, że mam do czynienia z naprawdę wyjątkowym uczniem. Chwilami to po prostu szczęka mi opadała, on tak to wszystko łapał!!! Odmiany osobowe, koniugacja czasownika – porównywał to sobie do innych języków, które zna (francuski, niemiecki, nawet trochę hindi) Po półgodzinie poszliśmy na spotkanie z dziewczynami i z pamięci wyrecytował cały alfabet (oczywiście po polsku), włącznie ze wszystkimi „ć, ś, ż” i w ogóle. Po prostu czapki z głów!
Po lekcji padło pytanie, czy jestem zamężna. No a po uzyskaniu odpowiedzi, zainteresowanie mego ucznia przeniosło się na Zosię ;) Ona męża nie ma!
Spacer był fantastyczny. Dołączyło się do nas mnóstwo dzieci, oczywiście z Kennedym na czele. Kennedy szedł ze mną objęty, co mało nie zakończyło się ostrą bójką. Po prostu niektórzy chłopcy byli zazdrośni, że jest darzony specjalnymi względami i idzie ze mną w objęciach. Na szczęście Ngombe (błyskotliwy uczeń) przetłumaczył im na nianja w czym rzecz, no i ponadto zazdrośnicy znaleźli ukojenie w objęciach Sylwii, Amy i France. Zosia była za bardzo zajęta rozmową z pojętnym uczniem. Szli tak z 50 metrów przed nami i byli zatopieni w rozmowie. Zosi nie zniechęciło nawet to, że oświadczył się już po 15 minutach spaceru (to znaczy to były takie oświadczyny na okrętkę: „Czy nie miałabyś nic przeciwko wyjściu za Zambijczyka i co by na to powiedział twój tata?” )
Tak więc obserwowałyśmy ich sobie z tyłu i nuciłyśmy już prawie marsza weselnego ;))
Spacer był naprawdę fantastyczny.
A wieczorem czekało nas znowu kino o księży. A ja się ostatnio martwiłam, że to był już ostatni raz… Obejrzeliśmy „Zanim odejdą wody”, taką sympatyczną komedię z głębszym dnem, a potem jeszcze filmik Zosi z raftingu w Livingstone. Ten film z raftingu był tak świetnie zrobiony, szok. I gdyby nie to, że dopiero co w te wakacje byliśmy na super raftingu w Norwegii, to bym strasznie żałowała, że się i w Livingstonie na taką przygodę nie wybrałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz