niedziela, 11 września 2011

DZIEŃ 40., Co kraj to obyczaj i wieczorne kino.



Mpanshya, 07.06.2011, środa 

Dziś znowu wybrałam się do Arki, spodobało mi się, a co ;) Chciałam porobić trochę ładnych zdjęć dzieciom, ale znów trafiłam na dość statyczne zajęcia. Nawet bardzo! Dzieci słuchały bowiem historii biblijnych (konkretnie ucieczka małego Jezuska z rodziną przed okrutnym Herodem), ale najbardziej podobało mi się przygotowanie. „Dzieci, proszę przyjąć pozycję do słuchania. Donald, schowaj ręce!” Wszystkie dzieci, posłusznie objęły się rękoma (pozycja rąk taka, do której zostają zmuszeni pacjenci szpitali psychiatrycznych po włożeniu kaftanu) i tak siedziały. Niesamowite, dla mnie dziwne, ale takie widocznie są tu zwyczaje, nie mi oceniać. W ten sposób dzieci nie bębniły paluszkami, nie podszczypywały sąsiadów, nie bawiły się własnymi rączkami. Dla nauczycieli wygodnie, ale czy dobrze dla dzieci? Ale już się przekonałam, że w Zambii zwraca się uwagę na różne dziwne rzeczy. W poniedziałek, przy otwarciu klasy w Rufunsie wdałam się nawet w zażartą dyskusję z dyrektorem, który mało brakowało, a wyprowadziłby mnie z równowagi. Poprosił mnie o wpisanie się do zeszytu pamiątkowego szkoły i gdy to zrobiłam spojrzał na mnie krytycznie po czym powiedział: ”Jak ty trzymasz długopis??? U mnie oblałabyś egzamin z trzymania długopisu.”
Że co proszę? Myślałam, że z krzesła spadnę. Zaczęłam mu tłumaczyć, że co za różnica, jak ten długopis trzymam, w której ręce, między którymi palcami i w ogóle, mogłabym go sobie nawet w zębach trzymać, bylebym pisać umiała! A on swoje: że pierwsze co dzieci się uczą tu w szkole to poprawnego trzymana długopisu i poprawny chwyt jest tylko jeden jedyny, to się ćwiczy długo, z tego jest egzamin i ja bym go oblała.
Nikt się nigdy nie śmiał z mojego sposobu trzymana długopisu, ba, nawet nikt nigdy (łącznie ze mną) nie zwrócił uwagi na to, że różni się w jakikolwiek sposób od reszty ludzi, no ale by dowiedzieć się o moich kolejnych niedoskonałościach, musiałam przyjechać aż tu do Zambii. I naprawdę współczuję dzieciom, że mają do czynienia z tak głupio upartymi nauczycielami i muszą trzymać się takich chorych zasad. Ale co kraj to obyczaj i w zasadzie nie mi to oceniać. Oni pewnie mi współczują, że piszę jak pokraka … 

Po lunchu znów byłam na wycieczce w odwiedzinach u dwójki dzieci. Pierwsza dziewczynka rozpłakała się straszliwie na mój widok. Tak się niestety zdarza, że dzieci płaczą w niebogłosy i uciekają z przerażeniem na widok mzungu. Bo uczą ich w domach, że mzungu zabijają, albo porywają dzieci. No i masz ci … Dziewczynka jednak jako jedyna ze swej 11 kuzynostwa zareagowała takim płaczem, cała reszta, choć z początku nieśmiała, coraz bardziej się rozkręcała, a na koniec śmiała i dokazywała z balonami. Szczególnie taki jeden maluszek, co to jeszcze ustać na nóżkach nie umiał, rozkładał mnie na łopatki swoim uśmiechem! A w balonie to się po prostu zakochał.
Za to smutną i przerażoną buźkę pierwszej dziewczynki wynagrodził mi uroczy chłopczyk w kolejnym domu. On z kolei na nasze odwiedziny zareagował wielkim, ślicznym uśmiechem i błyskiem prawdziwej radości w oku. On to z kolei był najbardziej pozytywnym dzieckiem z całego rodzeństwa…
Wieczorem znów byłyśmy zaproszone do kina na plebanii. A przed filmem miałyśmy jeszcze super odpowiedzialne zajęcie przygotowania sterty naleśników. Z bananami i czekoladą ;) I choć smażenie, ploteczki i wygłupy w kuchni zajęły nam 1,5 godziny to naleśniki były super pyszne (choć ja i tak wcinałam moje ulubione z samym cukrem) i objadłam się jak przysłowiowa świnka.
Dzisiaj oglądaliśmy „The blindside”. Niektórzy znajomi określiliby ten film mianem „słodko-pierdzący”, ale mi się naprawdę podobał. I nie powiem, uroniłam trochę łezek, był wzruszający. Pasował klimatem do miejsca, sytuacji i ludzi…
Czyżby to już było moje ostatnie kino tu w Mpanshyi … ?  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz