środa, 8 września 2010

DZIEŃ 1., Mediolan i ...czy polecimy ?


Mediolan, 07.09.2010, godz. 21:40

A już myślałam, że o dzisiejszym dniu nic nie napiszę. Miałam plan wspomnieć tylko: pierwszy dzień nuda. Pogoda w Milano paskudna, deszcze, zimno,  więc zmęczeni po nieprzespanej nocy zdecydowaliśmy się zostać na lotnisku. I tak ten dzień sennie mijał – 12-godzinne koczowanie na lotnisku, spanie na kolanach Łukasza, porządkowanie folderów na kompie, oglądanie filmu, odprawa …. no i nareszcie, jakieś emocje ! W zasadzie to aż za duże, i jednak żałuję, że nie mogę napisać: było nudno i nic się nie działo. Podchodzimy sobie spokojnie do odprawy, uśmiechnięci, zadowoleni – no tym razem do niczego się nie przyczepią – zamiast dwóch tylko jeden bagaż, kilogramy pod kontrolą, aż tu pada pytanie: A gdzie jest państwa wiza do Tajlandii?
Na co my, że wizy nie mamy bo przecież nie musimy mieć, załatwimy na lotnisku w Bangkoku. Pani pokiwała głową, że owszem, to jest możliwe, ale że w takim razie mamy jej okazać dowód na to, że po przylocie w ciągu 15 dni opuścimy terytorium Tajlandii (bo ta wiza z lotniska obowiązuje tylko przez dwa tygodnie) My oczywiście zapewniliśmy panią, że Tajlandię na pewno opuścimy, że wybieramy się do Chin, Kambodży i w ogóle wszędzie, a Tajlandią wcale nie jesteśmy zainteresowani. Niestety ani te zapewnienia, ani  prośby, opowieści o znajomych, którzy robili to samo nic nie pomogły. Mamy jej przedstawić dowód, że w ciągu 15 dni opuścimy Tajlandię. I koniec kropka. Pani uśmiechnęła się, stwierdziła, że na razie anuluje nasz lot, a jak wymyślimy coś w ciągu 25 minut (bo tyle nam zostało) to możemy się ponownie zgłosić. Ja wolałam nie myśleć co ta wymiana zdań mogła dla nas znaczyć. Tyle miesięcy marzeń, planów i …mamy nie polecieć ? Trza się było sprężać i kupić jakiś bilet, obojętnie jaki. Problem w tym, że nie mieliśmy dostępu do Internetu, a kafejki internetowe na lotnisku były już zamknięte. Łukasz pędem pobiegł na drugi koniec lotniska do Mcdonaldsa, gdzie prędzej wydawało nam się, że laptop wyłapuje jakąś darmową sieć. Niestety – zdawało nam się, bo Łukasz wrócił z niczym. Ja próbowałam dzwonić do Siostry, ale jak na złość wyskakiwało mi, że się nie da. Było krucho. Na szczęście inna pani z naszej linii zgodziła się nam pomóc znaleźć jakiś dostęp do Internetu. Podeszliśmy do jakiegoś okienka gdzie normalnie chyba sprzedają bilety. Pani udostępniła nam swój komputer. Problem jeszcze był w tym, że z tych nerwów nie mogłam znaleźć tokenów bez których nie kupilibyśmy żadnych biletów. Byłam już pewna, że ich zapomniałam, ale kilka głębokich wdechów i wydechów i mózg zaczął pracować normalnie, a tokeny znalazły się tam, gdzie je wsadziłam. Nie wiem komu się bardziej trzęsły ręce – ale chyba Łukiemu, więc klawiaturę przejęłam ja ;) Łukasz za to wymyślił bilet który kupimy – Air Asia, z Bangkoku do Kambodży na 20 sierpnia. Cena nas pozytywnie zaskoczyła, ale tylko pierwsza jej wersja, bo po wszystkich opłatach typu zapłać za to, że żyjesz, wyszło ponad dwa razy tyle. O dziwo, co niepodobne do takich sytuacji, karta zadziałała, daliśmy radę wstukać co trzeba do tego włoskiego kompa i … bilety (które nigdy nie zostaną wykorzystane) zostały kupione. Ubożsi o jakieś 340 zł, ale za to bogatsi o nowe wrażenia tym razem pomyślnie przeszliśmy odprawę.
Właśnie mi się podejrzane wydawało, że nic się nie dzieje ;) Zobaczymy co przyniesie lot. Teoretycznie odlatujemy za 20 minut – a jeszcze nawet nie zaczęli wpuszczać do samolotu. Podejrzane ;) Czyżbyśmy znów przeoczyli jakiś kruczek ? ;)) 

1 komentarz:

  1. Michał mówi że gdybyśmy wiedzieli, że Wy nie wiecie o tym, że trzeba mieć potwierdzenie wylotu z Tajlandii, to byśmy Wam powiedzieli :P Ale na szczęście wszystko dobre co się dobrze kończy ;)

    OdpowiedzUsuń