niedziela, 26 września 2010

DZIEŃ 16., Dali rowerowo

Dali, 22.09.2010 


Dziś mieliśmy od rana dość ambitne plany, ale niestety – pokrzyżował je deszcz. Mieliśmy razem z Julianem i Anikką wybrać się rowerami dookoła jeziora, ale gdy rano prócz budzika usłyszeliśmy jeszcze szum deszczu, uznaliśmy, że możemy spać dalej. Tzn. ja uznałam, bo Łukasz dzielnie wstał i poszedł na miejsce spotkania z naszymi znajomymi, by omówić z nimi dalszy plan działania (nasz polski numer tu nie działa, więc do przekazania wiadomości trzeba używać nóg ;) Ja byłam zadowolona, bo super się wyspałam i tego mi w zasadzie było trzeba.

Około południa się wypogodziło, więc jednak zdecydowaliśmy się wybrać na te rowery. Wyruszyliśmy koło 13. Dali leży nad dużym, ładnym jeziorem, ale niestety, okazało się, że nie da się go objechać na rowerze tak by nie jechać główną drogą i mieć choć w jakiejś tam mierze widok na jezioro. Próbowaliśmy więc przeprawić się promem na drugą stronę rzeki. Ceny za krótki rejsik okazały się zaporowe, typowo pod turystów, zrezygnowaliśmy więc (tym bardziej, że to w zasadzie nie było celem i pomysłem naszym tylko Juliana) Powłóczyliśmy się  więc trochę po okolicy przejeżdżając przez okoliczne wioseczki. Mi znów uśmiech powrócił na twarz, bo było sporo dzieci, które z radością i uśmiechem machały do nas i wołały „hello”. Nie tyle co w Laosie, ale zawsze coś … Najfajniejszym miejscem do jakiego dotarliśmy, a dokąd doprowadził nas śpiew, był … no właśnie co to było ? Kościół, miejsce spotkań gospodyń wiejskich ? Nie mamy pojęcia, ale było magicznie. Takie najprawdziwsze miejsce w Chinach jakie do tej pory widzieliśmy. W dużej sali siedziały w dwóch rzędach, twarzami do siebie stare babinki w pięknych, niebieskich strojach ludowych. Wszystkie śpiewały i przygrywały sobie na takich śmiesznych instrumencikach, coś ala kołatkach. W powietrzu unosił się zapach kadzideł. Babiczki patrzyły na nas przyjaźnie, ale nie przestawały śpiewać. Patrzyliśmy na to jak zaczarowani. Nie odważyliśmy się zrobić zdjęć, w końcu to nie cyrk.

Dalsza część podróży upłynęła dość spokojnie, poza małymi szczegółami – widziałam olbrzymie, obrzydliwe pająki i Łukasz … przejechał szczura ;( Acha, pojechaliśmy jeszcze w takie fajne miejsce. Nie było tam specjalnie pięknie, ale było tak dziko, nieturystycznie, zarośnięta trawa, ładny widok na miasto. Siedzieliśmy tak podczas gdy słońce chowało się za górami i gadaliśmy …

Potem na trochę do domu, prysznic, odpoczynek i na wieczór znów byliśmy umówieni – poczuliśmy że chyba już trochę za dużo czasu spędzamy razem ... W sensie razem z naszymi niemieckimi znajomymi… Żeby się więc choć trochę nacieszyć sobą poszliśmy sobie we dwójkę na bardzo fajną kolację do ulicznych grill - menów. Na takich małych patyczkach grillują całe mnóstwo rzeczy. Wybraliśmy sobie kilka, ale i tak najbardziej nam smakowały grillowane grzybki, takie ala boczniaki. Do tego ryż i herbatka i za tą ucztę daliśmy 2 dolary ;) Potem spotkanie z Niemcami, piwko, gadanie i do domciu – spać. Jutro opuszczamy Dali …

No właśnie – wypadałoby choć w kilku słowach opisać to miasteczko, bo włóczymy się po nim od dwóch dni, a jeszcze tego nie zrobiliśmy. Dali to 40-tysięczne miasto, w którego centrum, otoczone murami jest urocze stare miasto. Pięknie odrestaurowane, zabytkowe, małe, drewniane domki w tradycyjnym stylu, ale do tego cała masa plastiku, kolorowych sklepów i turystów, turystów, turystów – ale, ku naszemu zdumieniu, wyłącznie skośnych ! Dali to po prostu takie nasze polskie Zakopane, bodajże drugi najbardziej upragniony cel chińskich turystów …

 Muszę też niestety Was wszystkich rozczarować, bo Wasz ukochany Łukasz nie ma ostatnio ochoty, albo inaczej: nie czuje potrzeby, na zamieszczanie swoich komentarzy. Jest niezadowolony, że opisuję każdy jeden dzień i czeka na kolejne chwile grozy, godne jego komentarzy. Wam też pewnie przyjemniej się takie rzeczy czyta – ale wiecie co? Cieszę się, że nie muszę ich na razie przeżywać. Kilka dni przerwy na nudne opisy nikomu nie zaszkodzi ;) A Łukaszowi chyba jakiś doping by się przydał ;)



1 komentarz:

  1. Łukasz dawaj, Łukasz!!
    Aeja o aeja o komenty Łukiego by sie przeczyta-ło!!

    OdpowiedzUsuń