środa, 6 października 2010

DZIEŃ 26., W przeddzień Święta Radości.






Shuhe, 02.10.2010
Dzisiejszy dzień chcieliśmy poświęcić na pomoc Maćkowi. No i teraz wstyd się przyznać, bo o ile Łukaszowi to wyszło i się biedak namęczył tak ja … zaspałam. Łukasz wstał o 8.30, pojechał z Maćkiem, a ja, bez budzika, spałam do 11.30 – kiedy to obudziła mnie Siyu. Całe szczęście, że chociaż miałam swojego godnego reprezentanta. Ten jednak, biedny, męczony atakiem rwy cierpiał katusze przy każdym ruchu. Pojechaliśmy więc do Lijiangu, by tam ponownie spróbować masażu. Tym razem nie było tego samego chłopaka co wtedy, a Łukasza przejęła pani masażystka. Ja udałam się w tym czasie na zakupy. Chciałam kupić prezent dla małej Dalki. Nie ma dzieciątko za dużo ubranek, bo jej tatuś wszystko oddaje na cele charytatywne, a zima nadchodzi, jest naprawdę coraz chłodniej, więc zdecydowałam się na taki milutki w dotyku kombinezon, czapeczkę i buciki. Dalia to cudowna dziewczynka. Wystarczyło tylko te kilka dni, bym naprawdę się w niej zakochała. Nawet nie chcę myśleć o tym, że za dwa dni będę musiała ją opuścić. Siyu jest z małą przez cały czas, więc chętnie daje się odciążyć. Miałyśmy więc z Dalką czas, by się zaprzyjaźnić. Nawet Łukasz patrzy na nią  z czułością (obserwuję go gdy myśli, że tego nie robię, bo oczywiście tak to udaje niewzruszonego twardziela) Mam nadzieję, że ubranka się jej przydadzą …
Łukaszowi masaż troszkę pomógł, więc mogliśmy wracać z powrotem. A tam na miejscu zastaliśmy podnieconego do granic Maćka. Podnieconego, bo za chwilę mieli przyjechać Iowa Super Soccer – zespół z Polski, którego trasę po Chinach tak naprawdę chyba wymyślił i pomógł zorganizować Maciek. Zna ten zespół, bo są z jego rodzinnych Mysłowic, a Maciek poza tym, że ma hopla na punkcie działalności charytatywnej, jest tak naprawdę muzykiem. Organizował swego czasu OFF festiwal w Polsce, ale że Rojek z Myslovitz okazał się „człowiekiem interesu” (czyt. skąpym dupkiem), dał sobie z tym spokój. Interesy i charytatywność po prostu w parze nie chodzą.
W każdym bądź razie Maciek jak na skrzydłach pojechał odebrać Iowę, a po chwili i my mieliśmy okazję poznać zespół. Niestety, my jeśli chodzi o muzykę i kulturę to trochę na bakier, więc na muzyczne wyżyny się wspólnie nie wznieśliśmy, ale i tak miło było pogadać przy piwku.
Ale, ale, trzeba było się wcześniej położyć, bo przecież jutro pierwszy Dzień Święta Radości !!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz