No i przyszedł kolejny dzień. Wszystko byłoby super, gdybyśmy wiedzieli w
jaki sposób możemy pomóc. Samnang był wczoraj wieczorem, a dziś rano znów
wybył do Phnom Penh. Nie zdążyliśmy z nim nawet dłużej porozmawiać. A mamy
tyle pytań, tylu rzeczy chcielibyśmy się dowiedzieć. Przede wszystkim tego
najważniejszego: jak my możemy pomóc ?
Na razie gramy z dziećmi, jesteśmy z nimi, zaczynamy się z nimi coraz
bardziej zaprzyjaźniać.
Po lunchu, gdy dzieci miały szkołę, poszliśmy z Łukaszem na spacer po
okolicy. Tu jest tak pięknie! Nie wiem czy to znowu nie kwestia wschodzącego
ryżu i jego niesamowitego, zielonego koloru, ale działa to na nasze zmysły
całą mocą - zupełnie jak w Laosie. Usiedliśmy na jakimś pieńku w cieniu, bo
słońce tak grzeje, że człowiek nie nadąża z ocieraniem potu, i jedliśmy
owoce.
Wieczorem jak zwykle dołączyliśmy do Hanny, Katt, Mike'a i Marcela i
zjedliśmy razem kolację. Ich rozmowy kręcą się głównie wokół sierocińca,
dzieci i jak im pomóc - czyli bardzo dobrze ! Widać jednak, że próbują
rozgryźć Samnanga, bo że mu nie ufają to widać gołym okiem .
A czy my mu ufamy ???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz