piątek, 15 października 2010

DZIEŃ 37., Nie cierpię Wietnamu!

Hanoi, 13.10.2010

Dziś wreszcie opuszczamy to miasto. Łukasz jeszcze na koniec zrobił spory błąd. Moja kondycja psychiczna była już dość słaba, chciałam sobie usiąść w jakimś lokalu i w spokoju przeczekać do tej 17., do odjazdu autobusu. W Łukaszu jednak obudziła się dusza turysty i zapragnął zwiedzać. Szłam więc za nim potulnie, a gorący pot oblepiał mi całe ciało. Ale gdy wprowadził mnie do dzielnicy z … grillowanymi pieskami ;((((((((((( to coś we mnie pękło. Było mi tak strasznie źle, że aż zaczęły mi łzy lecieć – żalu, wściekłości, przerażenia. W tym momencie nienawidziłam cały ten cholerny Wietnam. Co innego słyszeć, że gdzieś tam w Wietnamie jedzą psy, a co innego zobaczyć takiego małego pieska nadzianego na grilla. W całości… Te pieski wyglądały jakby próbowały uciekać. Najbardziej przeraża mnie myśl i ona nie może dać mi spokoju, że oni te pieski grillują na żywca. Jest mi niedobrze, jak to piszę, jest mi jeszcze gorzej gdy o tym myślę. Bezduszny Łukasz zrobił zdjęcie, obmyślił nawet super dowcipny podpis: „Pokaż to swojemu psiakowi, już nigdy nie naleje ci na dywan”, ale po moim trupie znajdzie się ono na tym blogu.
Nie cierpię Wietnamu i nie chcę tu wracać …
Łukasz jeszcze widocznie uznał, że za mało mnie wymęczył i poszliśmy nad rzekę. Tam nawet mi się podobało, było dziko, brudno, niekomercyjnie i prawdziwie. Ale w momencie gdy usłyszałam żałosne ujadanie jakiegoś pieska, które potem nagle umilkło, znowu wszystkiego mi się odechciało…
Z olbrzymią ulgą wsiadłam wieczorem do autobusu i opuściliśmy Hanoi. Kierunek: południe i miasteczko Hoi An, o którym wszyscy wypowiadają się bardzo, ale to bardzo pozytywnie. Więc niech ratuje honor Wietnamu! 

Łukasz:

Dziś, jak przystało na niezależnych globtroterów, zwiedziliśmy Hanoi od podszewki oglądając to, co niekoniecznie Wietnamcy chcieliby pokazywać. Rzeczą wręcz niemal nie do zrozumienia dla mnie jest to, że Hanoi jest podobno jednym z najdroższych miast świata jeśli chodzi o nieruchomości. Pewnie dlatego nad rzeką mogliśmy zobaczyć pływające slumsy ludzi mieszkających na łodziach i tratwach.

Co do samych piesków, to nie ma za bardzo co komentować. Powiem tylko: strzeżcie się wołowinki w wietnamskiej budzie. Trochę poznałem mentalność tych ludzi i powiem wam, że dla nich każdy pomysł na zaoszczędzenie paru złotych jest dobry. A w Polsce bezpańskich psiaków nie brakuje…

1 komentarz:

  1. czyli nie ma pobudki z donośnym okrzykiem "Goooooooooooooood Morning Vieeeeeeetnaaaaaaaaaaaaaam" ala Robin Williams? :D

    OdpowiedzUsuń