piątek, 8 października 2010

DZIEŃ 28., Pożegnanie z Chinami















Shuhe, 04.10.2001
Dziś był drugi Dzień Święta Radości – i podobnie jak wczoraj, pogoda znów pokazała, że może pokrzyżować wszystkie plany. Kaprysiła, marudziła, ale ostatecznie okazała nam dokładnie tyle samo łaski co wczoraj: od godz. 13 do 16 było tak w miarę, w miarę, a potem zaczęło padać. Tak jakby ona sama chciała decydować ile to Święto Radości ma trwać. A może tak naprawdę miała sporo racji ? Może 3 godzinki na te zabawy to było tak akurat i może wiedziała, że gdyby dzieci miały być tam przez zaplanowane 7 godzin to zaczęłyby się nudzić ? Tego to już się raczej nie dowiem.
Dzisiaj były dzieci troszkę starsze niż wczoraj, niektóre rozpoznawałam z wczorajszego koncertu i próbnego Święta Radości z 25.09. I dziś znów miałam szczęście oglądać dużo szczęśliwych, roześmianych twarzy. Hamburgery ponownie stanowiły jedną z największych atrakcji, ale to wśród dzieci chyba w miarę normalna sprawa.
Mi już niestety dzisiaj w głowie kołatała jedna myśl: że niedługo będziemy musieli opuścić to miejsce, tych fantastycznych ludzi. I nawet nie chodzi mi tu tak bardzo o Maćka, bo on przez te wszystkie dni było strasznie zajęty, ale : Siyu, Dalia, Spring, Ahweelyn – ich będzie mi brakowało najbardziej. Na początku było widać że nie wiedzą do końca co o nas sądzić, bo Maciek był niestety zbyt zajęty by opowiedzieć co i w jakim charakterze tam mamy robić, ale wystarczyło kilka dni by wszelkie lody zostały przełamane i naprawdę super się razem bawiliśmy. Było kupę śmiechu – będzie mi ich brakowało. Spotkałam tu na raz, w jednym miejscu grupę ludzi, którzy naprawdę poświęcają swój czas, swoje pieniądze, energię optymizm i zapał i chcą uszczęśliwić tym innych. Prędzej też już takich ludzi spotykałam, ale głównie wirtualnie, a tu są ludźmi z krwi i kości. Ja zawsze dobrze się wśród takich ludzi czuję, dociera do mnie jednak – o ile więcej sama mogłabym zrobić. Tacy ludzie dają wiarę w to, że świat wyjdzie kiedyś w końcu na prostą i nie będzie już smutnych, niekochanych , głodnych dzieci.
Po święcie ruszyliśmy do naszego pokoju się spakować. Co tu dużo mówić – smutna byłam. A gdy chwilę potem miałam się pożegnać z Siyu, Spring i Dalią już w ogóle było ciężko… Szczególnie z malutką. Piszczała z uciechy, gdy ją ostatni raz podrzucałam do góry, ale musiałam szybko iść, by się zupełnie przy nich nie rozkleić …
Idąc na autobus zahaczyliśmy jeszcze o festiwal. No właśnie, chyba zapomniałam wspomnieć, że całe Święto Radości odbywało się przy okazji dużego festiwalu muzycznego w Lijiangu: Snow Mountain Festiwal. Właśnie m.in. na tym festiwalu (prócz kilku innych koncertów w innych miastach) mieli grać Iowa Super Soccer. Niestety, tym od festiwalu pogoda już zupełnie rozwaliła imprezę. Bo tak jak my mieliśmy po kilka godzin dziennie względnie przyjaznej pogody, tak wieczorem był już tylko ziąb i deszcz. To, plus fakt, że wejściówka była droga (70zł za 1 dzień) sprawiło, że było tam nie za wielu widzów. My, z naszymi wolonatriuszowymi identyfikatorami mieliśmy wjazd za darmo. Co z tego, skoro mieliśmy tylko pół godziny, bo nasz autobus odjeżdżał z Lijiangu o 20.30. Ale za to idealnie wstrzeliliśmy się w czasie i posłuchaliśmy kilku piosenek polskiego zespołu grającego na chińskim festiwalu. Bezcenne.
I tak w deszczu i smutkiem na twarzy opuściliśmy tą część Chin. Nie wszystko tu było takie jakiego się spodziewaliśmy, czy na co liczyliśmy, ale przeżyłam tu (mam nadzieję, że Łukasz też) naprawdę piękny czas…

Łukasz:

No i zakończyły się nasze chińskie wojaże. Zabawiliśmy w Chinach jak do tej pory najdłużej, tak ze względu na odległości i specyfikę kraju, jak i na punkt zaczepienia w postaci Maćka i całego festiwalu.
Jedyne co jestem w stanie powiedzieć o Chinach, to to, że były inne niż się spodziewałem. Przede wszystkim ludzie tu żyją dużo bogaciej niż w krajach tego regionu w których byliśmy wcześniej. Chiny mają złą prasę na zachodzie i mam wrażenie, że odbieramy wszystko zbyt jednowymiarowo. Prawda jest taka, że świat nie jest czarno biały. Niby jest ta cenzura, problemy z wyjazdem na za granicę, z drugiej strony byliśmy w jednym z biedniejszych regionów kraju a ludzie, nawet na wioskach, zdają się żyć w miarę dostatnio. Widać dobre auta, ładne domy i wszechobecne place budowy. Jest to oczywiście wciąż taki przysłowiowy dziki zachód, ale na moje oko to Chińczyki są bliżej Europy niż niejeden kraj europejski, typu np. Ukraina. Widać tu straszne tempo zmian napędzane szmalem jaki zarabiają, podejrzewam, że zupełnie inaczej tu było 10 lat temu i zupełnie inaczej będzie za kolejne 10. A bogate nowe Chińczyki zaleją światowe kurorty jak nowi Ruscy. Praktycznie nigdzie nie widać policji ani śmiesznych pomników. Na pozór pełen kapitalizm i normalność. Ponoć szaleje korupcja i kolesiostwo, ale czy pod tym względem u nas jest lepiej?
Są też bardzo zapatrzeni na zachodni styl życia. Jak powiedziałem im, że Iowa robi teraz niesamowitą furorę w Europie i są największym objawieniem od czasu Beatlesów i rządzą rynkiem muzycznym, to się mało nie pozabijali walcząc o autografy.

1 komentarz:

  1. Hej Robaczki! Wy przez Chiny jak burza, my przez Laos. Wczoraj wjechaliśmy do Kambodży, tego zupełnie nieskorumpowanego kraju. Bedziemy sie streszczać, bez lezakowania, szybko szybko i do Vietnamu. Moze jeszcze uda nam się Was złapać.Pozdrawiamy z Siem Reap. nikamony

    OdpowiedzUsuń