sobota, 13 sierpnia 2011

DZIEŃ 8., Nareszcie w Mpanshyi.

Mpanshya, 06.08.2011, sobota
 
Noc w autobusie była naprawdę koszmarna, a gdy o godzinie 4.30 zajechaliśmy na dworzec w Lusace to już naprawdę zrzedły nam miny. Wiedzieliśmy bowiem że Siostry będą w mieście najwcześniej o 9 rano, a czekanie na nie na tym dworcu,  w zimnie, ciemnicy, z tymi naszymi 7 bagażami, w otoczeniu naganiaczy próbujących nam wcisnąć hotel, taksówkę i nie wiadomo co jeszcze, napawało nas przerażeniem. Zapytaliśmy więc kierowcy czy nie możemy zostać i pospać trochę w autobusie, nie ma sprawy powiedział. Tak więc wreszcie wygodnie rozłożyliśmy się na tylnych siedzeniach i zasnęliśmy. Godzinkę później obudził nas kierowca mówiąc, że jedzie na zajezdnię, jakieś 5 kilometrów dalej, na obrzeżach miasta.
- A możemy jechać z tobą i spać dalej?
- Jasne, nie ma sprawy!
To było naprawdę strasznie miłe, nie wiem czy ktoś by nam tak pozwolił spać w Polsce, Norwegii czy odwiedzonych azjatyckich krajach na zajezdni. Jeszcze nam grzecznie ściszył radio (na naszą zresztą prośbę) i mogliśmy dalej sobie spokojnie spać. Zostaliśmy dodatkowo strasznie miło przywitani przez strażnika zajezdni, który to bezzębny staruszek przywitał nas swoim szerokim uśmiechem, przedstawił, ba, nawet pocałował Łukasza w rękę!  Naprawdę smacznie i bezpiecznie nam się tam spało i robiliśmy to przez kolejne kilka godzin ;) Przed 9. wreszcie się zebraliśmy, podziękowaliśmy pięknie za gościnę i ruszyliśmy w stronę miasta. Nie musieliśmy nawet brać taksówki, bo stał tam akurat autobus z grupką australijskich turystów, który nas zabrał do Mandahill, wielkiego centrum handlowego, gdzie mieliśmy dalej spotkać się z Siostrami.
Godzinę później przywitaliśmy się z zambijskimi Siostrami: Angeliką, Marthą, Valerią i Betty, i mogliśmy, z olbrzymią ulgą oddać im nasze tony bagaży. One oczywiście miały trochę spraw do pozałatwiania w Lusace, więc umówiliśmy się na wspólny powrót do Mpanshy na 15. Mieliśmy więc kilka godzin …
Wiedziałam, że prędko do Lusaki nie zajedziemy, chyba dopiero jak Łukasz będzie wyjeżdżał, wybraliśmy się więc do miejsca, które tak lubię, czyli do Kabwaty - wioski z rękodziełami, które jak dla mnie pozostają number 1 w skali odwiedzonych do tej pory krajów.
Wzięliśmy lokalny autobusik, którym podróż, zważywszy na to, że były straszne korki i że musieliśmy się przesiadać, zajęła nam duuuużo czasu. Ale nie żałowaliśmy.
Na targu było super, ceny wyjściowe dużo bardziej przyjazne niż w Livingstonie, i po przyjemnych targach na wesoło znów wyszliśmy z całą, ciężką torbą skarbów. Muszę przyznać – jestem uzależniona! 
Z powrotem do Mandahill wzięliśmy taksówkę, bo busem to jednak trochę za dużo czasu. Jeszcze tylko obiad, szybkie zakupy w Shoprite i już, razem z Siostrami, mknęliśmy w stronę Mpanshyi … Jak to zawsze po powrocie z Lusaki – samochód wyładowany po brzegi, wszyscy w środku ściśnięci jak śledzie beczce, ale w tym też jest całe mnóstwo uroku.
Droga zajęła prawie 3 godziny, ale za to pod koniec czekała niespodzianka. Odbitka z głównej szosy, piaszczysta droga z olbrzymimi dziurami, ciągnąca się na misję, przemieniła się w piękną, asfaltową drogę. Wow! To naprawdę bardzo pozytywne zmiany, droga została niedawno zbudowana, nic dziwnego, za miesiąc wybory, więc nagle jakimś cudem znalazły się pieniądze na drogi, szkoły i tym podobne. Obecny prezydent mocno się stara, by wygrać kolejną kadencję. Ale odsuwając politykę na bok – to naprawdę dużo znaczy dla Mpanshyi, szpitala (transport pacjentów po takich wybojach to naprawdę nic dobrego) i ogólnie rozwoju tego regionu.
Ostatnie metry i dotarliśmy do celu – do Mapshyi. Tam czekały już na nas Siostry i przede wszystkim Siostra Józefa. Jak dobrze było po ponad dwóch latach znów ją zobaczyć i przytulić. Naprawdę poczułam, że cieszy się z naszego widoku, i vice versa. To był naprawdę miły powrót.
Zawieźliśmy nasze rzeczy do domku Maggie, a potem poszliśmy do Sióstr, gdzie czekała na nas kolacja powitalna i ciasto. Tam też poznaliśmy Zosię i Sylwię, studentki medycyny, które są tu w Mpanshyi by pomagać w szpitalu, jak również przy programie. Bardzo fajne dziewczyny, na pewno będzie jeszcze okazja, by się bliżej poznać.
Pogadaliśmy sobie trochę z Siostrą i dziewczynami, ale takich rozmów to nigdy dość! Po 21 wróciliśmy do naszego domku, czyli do domku Maggie i po szczelnym okryciu naszego łóżka moskitierą natychmiast zasnęliśmy …

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz